19 lut 2012
ZALEGŁY DZIEŃ KOTA
Dziś będzie o kocie. Tym konkretnie.
Nie. Nie mam kota.
Ale opowiem Wam pewną historię.
Prawie dwa lata wstecz, w pewien gorący, lipcowy, czwartkowy wieczór nie mogłam zasnąć.
Skutecznie uniemożliwiał mi to mój wyjący do księżyca pies. Jak wiecie, albo i nie, husky nie potrafią szczekać. Skowyt, skamlanie, wycie, ujadanie (i wszelkie inne próby zastąpienia szczekania) w wykonaniu mojego Elvisa bywają doprawdy denerwujące.
Zwłaszcza, gdy wtóruje mu mój drugi psiak. Podobno matka była chihuahuą. Podobno.
I zwłaszcza, gdy rano muszę wstać do pracy...
A tam... na środku ulicy stoi i kwili małe kocie niemowlę. Musiałabym być bez serca, żeby je tam wówczas zostawić.
W łapkach powbijane kolce - prawdopodobnie mały został wyrzucony do lasu. Koci katar w dość zaawansowanym stadium - jedno oczko zainfekowane, nochal zakatarzony i jeden "apsik" za drugim.
To był niestety koci obraz nędzy i rozpaczy.
Piątek. Rano szybka sesja foto. W pracy drukowanie ogłoszeń, apele do znajomych i znajomych znajomych, nowe wątki na portalach o kociej adopcji...
"Ma spore szanse - rudzielce są rozchwytywane"- napisał ktoś na jakimś forum.
Tymczasem odbieram telefon z domu, że pies od rana wariuje i wyje pod balkonem.
Coraz bardziej zaczęłam się martwić, co zrobię z tym maluchem jeśli nikogo dla niego nie znajdę...
fot. Iza i Tomek
Nie. Nie mam kota.
Ale opowiem Wam pewną historię.
Prawie dwa lata wstecz, w pewien gorący, lipcowy, czwartkowy wieczór nie mogłam zasnąć.
Skutecznie uniemożliwiał mi to mój wyjący do księżyca pies. Jak wiecie, albo i nie, husky nie potrafią szczekać. Skowyt, skamlanie, wycie, ujadanie (i wszelkie inne próby zastąpienia szczekania) w wykonaniu mojego Elvisa bywają doprawdy denerwujące.
Zwłaszcza, gdy wtóruje mu mój drugi psiak. Podobno matka była chihuahuą. Podobno.
I zwłaszcza, gdy rano muszę wstać do pracy...
***
Chcąc nie chcąc musiałam wstać, ubrać się i wyjść na dwór.A tam... na środku ulicy stoi i kwili małe kocie niemowlę. Musiałabym być bez serca, żeby je tam wówczas zostawić.
W łapkach powbijane kolce - prawdopodobnie mały został wyrzucony do lasu. Koci katar w dość zaawansowanym stadium - jedno oczko zainfekowane, nochal zakatarzony i jeden "apsik" za drugim.
To był niestety koci obraz nędzy i rozpaczy.
Piątek. Rano szybka sesja foto. W pracy drukowanie ogłoszeń, apele do znajomych i znajomych znajomych, nowe wątki na portalach o kociej adopcji...
"Ma spore szanse - rudzielce są rozchwytywane"- napisał ktoś na jakimś forum.
Tymczasem odbieram telefon z domu, że pies od rana wariuje i wyje pod balkonem.
Coraz bardziej zaczęłam się martwić, co zrobię z tym maluchem jeśli nikogo dla niego nie znajdę...
***
Po pracy migiem do Pani weterynarz.
Zdiagnozowany koci katar, świerzb w uszach. Na oko kocię ma 5-6 tygodni.
Maluch zostaje odpchlony, kolce z łapek powyjmowane, świerzb z uszu usunięty ( nie skłamię jeśli napiszę, że Pani Vet zużyła chyba 30 pałeczek kosmetycznych). Kociątko dostaje zastrzyk na koci katar, a ja receptę na krople do oczu dla niego.
Zostawiam też jedno ogłoszenie u Pani weterynarz. A nuż się uda...
Maluch wymęczony wizytą zasypia. Zastanawiam się kto mógł wyrzucić takiego kociaka. A może po prostu uciekł....
***
Sprawdzając godzinę na telefonie widzę nieodebrane połączenie. Akurat szukam pracy w Krakowie, więc pełna nadziei oddzwaniam. Nawet do głowy mi nie przychodzi, że może chodzić o Malucha!
A jednak!
Z każdą minutą tej rozmowy uśmiecham się w duchu do siebie. Udało się!
Nie. Nie ma przypadków. Przypadki nie mogą istnieć. Po mojego Malucha przyjadą ludzie, aż ze stolicy. To bagatela 350 km. Akurat co roku odwiedzają moje miasto w lipcu, z powodu zjazdu militarnego. Więc przy okazji mogą zabrać kociaka. Mają już jedną kotkę - znajdę, bez łapki i szukają dla niej towarzystwa. Mogą być po Małego jutro.
Nie potrafię się z nim pożegnać i noc z piątku na sobotę śpi ze mną w łóżku. Do pudełka po butach pakuję mu saszetki z jedzeniem na drogę, numer do Pani weterynarz, lekarstwa i motek czerwonej włóczki, którą bawił się tak, że potrafił doprowadzić mnie do łez ze śmiechu.
W sobotnie deszczowe popołudnie też doprowadził, gdy nowi właściciele Kociaka odjeżdżali spod mojego domu, a ja stałam i ryczałam jak dziecko.
Do dziś regularnie dostaję od Izy i Tomka najnowsze zdjęcia Mentosa - bo takie dostał imię.
W lipcu Mentos będzie miał 2 lata.
Myślę sobie, że mój Kociak dostał prawdziwy prezent od losu!
A z okazji niedawnego Dnia Kota - niech Ci się zawsze śni Mój Kochany Maluchu - rzeka pełna mleka. Aż po samo dno!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
J. cudny kociak! Ja dobrze, że się nim zajęłaś. Łza zakręciła mi się w oku.Szczerze mówiąc nie wiem skąd wzięłaś tyle siły aby go nie zatrzymać.Mentos to szczęściarz!
OdpowiedzUsuńTo nie siła. To przymus. Mając takiego, a nie innego psa - nie mogłabym go zatrzymać :(
Usuńnajpierw się poryczałam. tak z samego rana na dobry start. (:
OdpowiedzUsuńa potem przypomniała mi się książka, którą czytałam już jakiś czas temu - "Odyseja kota imieniem Homer". polecam! (:
miłego dnia!
FANFARY!!! z samego rana ogłaszam Cię kocim, godnym (po)chwały, wybawcą! ja i mój kot jesteśmy z Ciebie dumni :)
OdpowiedzUsuńPrzesłodki ;)
OdpowiedzUsuńDoskonale znam ten problem z pożegnaniem, kiedyś przekazywaliśmy małego szczeniaczka, którego nikt nie chciał, aż się w końcu znaleźli chętni, ale był taki słodki, że prawie go nie oddałam ;)
Poproszę o takie historie wieczorem ;) Właśnie siedzę w pracy i ukradkiem wycieram oczy, a mój tusz chyba nie spisuje się najlepiej ;) Mały wielki szczęściarz z Mentosa!
OdpowiedzUsuńmiałam wielką nadzieję,że ta, na prawdę niesamowita historia zakończy się optymistycznie i nie pomyliłam się;)
OdpowiedzUsuńsłodki szczęściarz;)
piękne jest to zdjęcie numer 1 (inna sprawa, że zestaw fotografujących kogoś mi przypomina ;)). serducho masz wielkie i fajnie, że Ci za nie odpłacają, wysyłając kocie fotografie. dzieki temu wiesz, że Mentos trafił w dobre ręce.
OdpowiedzUsuńŚwiat jest pozornie mały - więc kto wie :-)
UsuńŚwietna ta historia;) Ostatnio miałam podobną z psem, tzn. spotkałam go na swojej drodze, ale był taki wystraszony, że uciekł;(
OdpowiedzUsuńMiłego dnia!
Śliczny mały rudzielec. Dobrze, że spotkał Cię na swej drodze. Piękna, kocia historia.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że znalazł kochający i oddany dom :-))
OdpowiedzUsuń:D mial szcesie! pierwsze zdjecie jest MEGA COOL!
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się. Dobrze, że są tacy ludzie jak Ty i jak właściciele Mentosa.
OdpowiedzUsuńKociak cudny :).
mial szczescie,ze trafil na takiego Aniola jak TY!
OdpowiedzUsuńPiękna historia:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Śliczny kociak. Uwielbiam koty. Jak byłam młodsza, to zawsze w domu mielismy pełno kociaków, bo ja i moja siostra wiecznie znosilyśmy do domu wyrzucane zwierzaki. Zdarzało się nawet, że do domu przyprowadzałyśmy wyrzucane psy. Mieszkam w okolicy lasów, także ludzie bez serca często wyrzucali zwierzaki, a my nie mogłysmy patrzeć na ich zły los. Zazwyczaj też zwierzaki były oddawane w dobre ręce, a czasami zostawały z nami :) Teraz, od kilku lat jest z nami znajda wyrzucona w zimie pod bramę naszego biura- suczka (kundelek). Jest najukochańszym psem na świecie. Zozpuszczona jak dziadowski bicz ;) Ja i moja siostra jesteśmy wychowane w wielkiej miłości do zwierząt :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Mentos dwa lata temu właśnie ciebie spotkał na swojej drodze :)
Wspaniała historia, większość ludzi zapewne nie pomogła by temu biednemu kociakowi, dlatego aż mi się ciepło na sercu zrobiło (szczególnie, że jestem wielką fanką kotów!) :)
OdpowiedzUsuńmasz rację, to nie był przypadek, to przeznaczenie :)
OdpowiedzUsuńoo prosze :) taka historia warta uwagi. Osobiście nie lubię kotów, wolę psy .. mimo to, nigdy nie zrobiłabym krzywdy żadnego kotowi ;) i ekstra jest to pierwsze zdjęcie. Pozdrawiam. www.monika-paula.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPiękna historia, oby takich zakończeń było jak najwięcej! Osobiście uwielbiam koty. I mam takiego jednego kociego pana, który możne nie miał takiej historii jak Mentos, ale tez jest znajdą :)
OdpowiedzUsuńpiekne kocisko, super,ze trafil na Ciebie!
OdpowiedzUsuńmy czesto znajdywalismy jakies zwierzaki, leczylismy i potem szly dalej w swiat.
piekny kociaczek..... masz dobre serducho! :)
OdpowiedzUsuńWzruszające!
OdpowiedzUsuńCudowny kociak! Pierwsze zdjęcie jest rozczulające! Moja kota to tez znalezisko :) Przedstawiam Gruszkę http://shokalife.blogspot.com/2012/02/kota.html
OdpowiedzUsuńI oby Mentosowi wiosło się jak najlepiej! :)
Piękna histroia :)
OdpowiedzUsuńA pierwsze zdjęcie mnie urzekło! :) PRZESŁODKIE! :)
Śliczny kociak ;)
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że trafił na Ciebie - to nie przypadek. Śliczniuchny
OdpowiedzUsuńRobisz piękne zdjęcia
sheandhim+the cat - nie znam, ale dopiszę do książek "do przeczytania" :)
OdpowiedzUsuńzielona natka - pozdrów kota i podrap ode mnie za uchem :)
Kasia - ja się bardzo szybko przywiązuję, ale nie było REALNYCH szans na zatrzymanie go. Niestety.
Ewa - następna opowieść dopiero za rok. Mam jeszcze kilka uratowanych kocich istnień na koncie.
Monisia - cieszę się bardzo, że mam okazję śledzenia jego dalszych - kocich losów w Stolicy :)
Anna - a ten Maluch łasił się od samego początku. Myślę sobie, że musiał być u ludzi - bo gdyby był "dzikim" kotem nie podszedł by do mnie, nie umiał korzystać z kuwety itp.
majaizgraja - nie myślałam, że z takiego małego paskudka wyrośnie taki piękny kociak :P
Dag - bardzo się cieszę, że trafił na tak fantastycznych ludzi! :) Chwała im za to!
Magdalena Nowak - w turkusie mu do twarzy :)
alucha - :-)
ѕcнσкσℓαdє - nie chcę myśleć bo by się stało, gdyby jednak został na tej ulicy...
jagodaj - pozdrawiam również! :)
Koliberek - u mnie w domu również, od zawsze były zwierzęta. Dom bez zwierząt jest taki pusty...
Gosia Myślicka - bo przypadki nie istnieją :)
Monika. - ja też jestem typową psiarą, ale ... no właśnie. Nie mogłabym go tam zostawić na pastwę losu.
Eithne - mam wrażenie, że takie zwierzaki są ogromnie wdzięczne.
Μαγδαλενα - ale ciężko się rozstać, jeśli się już pokocha takiego zwierzaka :)
Tina, Olliveta - :)
ShoKa - pięknota!
Aneta - mnie też! Jest uroczy! :)
julia - śliczny, śliczny :-)
Meis Ideis - dziękuję - miło mi to słyszeć :)
uściskałabym Cię Jagodo za ten wspaniały gest..., to dzięki Tobie ten maluch żyje i jest szczęśliwy :)
OdpowiedzUsuńPiękna historia i cudowny gest. Jestes wspaniala osoba, ktorej zalezy. Dizekuje, ze sie tym z nami podzielilas.
OdpowiedzUsuńJaka wzruszająca historia! Aż się popłakałam. To wspaniale, że go uratowałaś i ta historia ma happy end. Oby na świecie było jak najwięcej takich ludzi, jak Ty!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
wzruszająca historia dająca wiele nadziei dla takich zwierzątek. cudny gest z Twojej strony i ze strony tych Państwa:) a kotek prześliczny.
OdpowiedzUsuńPiekna ta historia a pierwsze zdjecie kotka po prostu cudne ...! M
OdpowiedzUsuńWzruszająca historia bardzo !! Ja jak słyszę coś smutnego na temat własnie kotów czy psów to strasznie to przezywam to jest takie niesprawiedliwe ! :((
OdpowiedzUsuńPiękna historia! Czytałam ją z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńWidać kicio szczęśliwy,zdrowiutki...
Miłego wieczoru dobry Człowieku :))
Jagodo, Jagódko... przyszłam do Ciebie, a tutaj historia z kotem! :) Wzruszająca i podnosząca na duchu.
OdpowiedzUsuńMentos jest uroczy i jeszcze z rudym!
Wygląda na to, że rozgoszczę się tutaj na dobre - robisz piękne, ciepłe, nastrojowe zdjęcia.
ej, hasiorka masz!..a moja Saba The Husky była cały czas z kotkiem :)..kicia w ręczniku powalająca :D
OdpowiedzUsuńsophie - jest szczęśliwy. Jestem tego pewna. Wystarczy spojrzeć na zdjęcie pierwsze :)
OdpowiedzUsuńMarta @ śniadania - dziękuję :-)
Manitou - też się cieszę, że skończyło się happy endem!
scraperka - jest słodki, wiem, wiem.
Mamsan - też go lubię bardzo! :)
Misiaa18188 - niestety, ludzie bywają okrutni.
Espresso - tak, chore oczko udało się uratować - co wcale nie jest takie oczywiste przy kocim katarze, bo to paskudztwo atakuje oczy i wiele kociąt po prostu je traci :(
rudomi - cieszy mnie to. Nawet nie wiesz jak bardzo :) Ja za to uwielbiam Twoje rudzielce.
Grey Wolf - wiem, wiem, że haszczaka można nauczyć do kota, ale chyba proces ten musi przebiegać od szczenięcia. Mój Elvis niestety nie dorastał z kotem, więc zupełnie ich nie toleruje.
łezka zakręciłam mi się w oku jak to czytałam ;( dobrze, że kotek znalazł dom :) jest taaaaaki piękny!!!!
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze ta historia tak pieknie sie konczy!
OdpowiedzUsuń